Diagnoza zaczyna się od biopsji. Mam do biopsji szczególny sentyment, bo właśnie w drodze na to badanie dowiedziałam się, co mi właściwie dolega. Tygodniami odbijałam się od różnych specjalistów a teraz wystarczyło tylko zajrzeć do skierowania. Tam, w rubryce rozpoznanie, jak wół stało ostra białaczka szpikowa. No tak, westchnęłam, i raźno weszłam do gabinetu.
Miałam w głowie pustkę wymieszaną z adrenaliną, Byłam dziwnie podekscytowana i nienaturalnie energiczna. Chyba wydawało mi się, że to będzie pomyłka, kolejne niewielkie faux pas polskiej służby zdrowia, które i owszem, wybaczę, no bo przecież zdarza się. Załatwmy to więc raz dwa i dajmy sobie spokój; niepotrzebne harce.
Biopsja nie jest niczym przyjemnym, ale też nie ma co demonizować. Z doświadczenia wiem, że każdy kolejny raz jest łatwiejszy. I - nie trwa długo. Szpik pobiera się z mostka lub z biodra, wbijając igłę w kość; oczywiście po znieczuleniu, które jest właściwie najbardziej bolesne - nieznośnie rozpiera klatkę piersiową. Reszta to uczucie, jak gdyby w kilkadziesiąt sekund chcieli wyssać tą strzykawką któryś z okolicznych narządów. I już. Koniec. Pierwsze z około-białaczkowych wkłuć, nakłuć i dziur.
Kilka godzin później przyszła do mojego tymczasowego pokoju młoda, urodziwa lekarka o ładnej cerze, lśniących włosach i głosie gładkim jak powierzchnia lodowiska zanim zajadą je te wrzeszczące siedmiolatki o wypadających zębach i pryszczate, smutne nastolatki. Zaczęła mówić. Wydawało mi się, że trwa to już bardzo długo; pani doktor znakomicie wyjaśniała, co niewłaściwego dzieje się właśnie teraz, w tej chwili, wewnątrz mnie (najwyraźniej wiele) i patrzyłam na nią (z przyjemnością- lśniące włosy, gładka cera) i słuchałam tego skrzywionego, wykręconego języka aż wreszcie musiałam jej przerwać i ponaglić puentę. Mam słabość do rzeczy nazwanych, więc jeśli można, to wolałabym w skrócie.
W skrócie - białaczka. Właściwie nic więcej niż zbiór liczb, działanie na poziomie szkoły podstawowej. Dodaj do siebie 7 dni chemii, 14 dni wchodzenia w „dołek”, 7 dni wychodzenia z niego, 14 dni przerwy w domu. Pomnóż razy 5. Albo razy 3. Albo razy 8. (To w zależności od nastroju, mniej lub bardziej optymistycznego). Dodaj 2 miesiące na przeszczep i 6 miesięcy na dochodzenie do siebie. No chyba, że umrzesz przed końcem liczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz